Tag : ryanair

Oslo, dzień pierwszy – przylot

Lot do Norwegii.. dla jednych nie spełnione marzenie, dla innych codzienność, a jeszcze dla innych rzecz o której nawet nie myślą.

Należę do tej trzeciej grupy. Co prawda gdzieś tam kiedyś przeszło mi przez głowę, by zobaczyć i ten skrawek północy, jednak takie plany były dość odległe. Tymczasem wyszło inaczej i wczoraj na gdańskim lotnisku wsiedliśmy do samolotu, który zabrał nas wprost do krainy fiordów oraz troli, czyli Norwegii.

Kasia latała juz wcześniej, ale dla mnie był to pierwszy lot samolotem rejsowym w życiu. Jednym słowem stres i zgrzytanie zębami.. 😉 Zresztą wiecie jak to jest po raz pierwszy. Człowiek nie wie czego właściwie może się spodziewać. Ludzie dookoła tylko podsycają nasz wewnętrzny strach, bo to przecież start jest straszny, albo znowu lądowanie bo wywraca żołądkiem. Przykładów takich można mnożyć w nieskończoność, gdyż ile ludzi tyle historii.

Tymczasem na lotnisku, na którym byliśmy ze sporym zapasem czasu, kontrolę przeszliśmy bez żadnych problemów. Mogłem więc w spokoju znaleźć miejsce z darmowym WiFi oraz co ważniejsze z gniazdkiem, gdzie ładowałem telefon. Tip na przyszłość: ładować telefon tuż przed wyjazdem.

Sam boarding czyli wpakowanie ludzi do samolotu nie zajęło mnóstwo czasu, choć personel pokładowy i tak musiał zrobić drobne roszady. Wylecieliśmy zatem z rzędu nr 8 po lewej stronie, na rząd środkowy tuż przed wyjściem ewakuacyjnym a także tuż przy silniku. Skutek był taki jaki mogliście usłyszeć na filmie, wrzuconym na szybko na fb.. głośno.

Dla mnie ciężki do zniesienia był start. Czułem sie wraz z wznoszeniem się samolotu, jakby mi zatoki roznosiło. Gdy unormowało sie ciśnienie, było już całkiem znośnie. Nawet na tyle by Kasia zaczęła rozwiązywać swoje ćwiczenia ze szwedzkiego, a ja mogłem spokojnie obserwować metropolie i miasteczka widziane ze sporej odległości. Możecie mi wierzyć upajałem się każdą chwilą tego lotu. Nie mogłem nie skorzystać z okazji by spróbować lekkich bąbelków na pokładzie samolotu. Zatem 7upy pojawiły się na naszych stolikach. Co prawda pan steward proponował jeszcze kalendarze z sympatycznymi paniami ale nie skorzystaliśmy.

Po nieco ponad godzinie lotu, usłyszeliśmy od kapitana, iż niebawem będziemy lądować. Samo lądowanie rewelacja.. gładko i mięciutko posadzony samolot, odpięcie pasów, wskoczenie w kurtki, by po chwili dreptać już po płycie lotniska, wytyczonym szlakiem. W samym terminalu musieliśmy chwilę poczekać na duży bagaż, potem szybkie przywitanie, minięcie panów mówiących coś w stylu „może busik potrzebny”, zapakowanie bagaży do samochodu. Kilka chwil później mknęlismy już autostradą przy której widniała tabliczka „Oslo 67km”, a więc to się stało naprawdę.. Oslo, nadchodzimy..

Rafał

Przepada za pięknem szwedzkich krajobrazów i poszanowaniem człowieczeństwa, które czuć na północy na każdym kroku. Nie wyobraża sobie lepszego miesjca na ziemi.